Tłumaczenia w kontekście hasła "Jeżeli się boisz" z polskiego na angielski od Reverso Context: Ale jeżeli się boisz Poniżej znajduje się wiele przetłumaczonych przykładowych zdań zawierających tłumaczenia "BOISZ SIĘ ZBLIŻYĆ" - polskiego-angielski oraz wyszukiwarka tłumaczeń polskiego. Tagalski Bengalski Wietnamski Malajski Tajski Koreański Japoński Hinduski Turecki ☀️ZAPISZ SWOJ CEL. ☀️I swoje DLACZEGO. To bardzo ważne, to będzie Cie motywować. Zaufaj procesowi. Mi zajęło to 3 miesiące. Po tym czasie poczyniłam drastyczne zmiany. Zrozumiałam, co się dla mnie liczy i jak chce żyć. A napewno wiedziałam jak żyć NIE CHCĘ. U Ciebie ten proces może zająć 6 miesięcy albo rok. NIEWAŻNE. SŁUCHAJ SWOICH EMOCJI Gorycz pokazuje ci, co musisz uzdrowić, mówi że wciąż osądzasz innych i siebie. Uraza pokazuje ci, że żyjesz w przeszłości i nie Ciężkie losy legionera Raz, dwa, trzy Los go gnębi jak cholera Raz, dwa, trzy Robić dużo, a jeść mało Maszerować jak przystało Raz, dwa, raz, dwa, trzy Druh karabin ciąży w dłoni Raz, dwa, trzy Bagnet o łopatkę dzwoni Raz, dwa, trzy A przy boku ładownica I manierka, powiernica Raz, dwa, raz, dwa, trzy Komendanci rano wstają Raz, dwa, trzy Żołnierzowi spać nie dają Raz, dwa "Ponieważ wiedziałbym,czy jest tam ktoś, kto nadal się troszczy o to,czy żyję czy umieram. "as I would know that there's someone out there that still cares whether I live or die." Usuwasz ją, to umierasz' "You remove it out, it dies" "Albo żyjesz, albo umierasz". Either we live or we die. "Umarłeś wiedząc, że umierasz, ale nie zw3u. … do niczego? Człowiek stara się trzymać fason, pokonuje swoje wewnętrzne przeszkody i zmusza się do tego by nie wyjść na cykora. Ale, w którymś momencie myśli: – A może jednak jestem do niczego? Może to mój charakter, mój układ nerwowy, brak wiedzy… a może brak umiejętności, może lenistwo… ? Może to ja jestem ofiarą losu, która nigdy nie poradzi sobie z życiem? Tym łatwiej o taki wniosek, gdy człowiek słyszy ciągle zachęty do pozytywnego myślenia. Myśl pozytywnie Pozytywne podejście, to rzecz sama w sobie cenna i pomocna. Jednak głównym efektem większości z rad, jakie słyszymy – także od zawodowych pomagaczy – jest poczucie winy. Skoro to takie łatwe przestawić swoje myślenie na pozytywne tory, dlaczego ja tego nie potrafię? Skoro to takie łatwe uwierzyć w siebie, dlaczego ciągle mam wątpliwości? Skoro uczestnicząc w seminarium, czytając książkę czy biorąc udział w sesji coachingowej, czułem taki zapał, dlaczego nie potrafiłem utrzymać tego stanu?! Często i sami pomagacze (trenerzy, psycholodzy, doradcy) są w takiej samej pułapce. Znam jedną z takich osób. Robi wszystko by ludzie w kontakcie z nim poczuli entuzjazm i zapał. Całemu światu pokazuje roześmianą, entuzjastyczną postawę. Jest jak ciągle wybuchający fajerwerk. Mało kto jednak widzi, co dzieje się z im pomiędzy kolejnymi wybuchami. Skrzętnie to ukrywa. Alkohol jakoś sobie radzie z jego deprechą. Ale konstrukcja coraz bardziej się chwieje. Ciągle jednak mocno trzyma się swoich przekonań: – Lęk to patologia. Wątpliwości to zaraza. Nie możesz sobie na nie pozwolić. Smutek to wyrok. Nie miałbym szacunku dla siebie, gdybym sobie na to wszystko pozwolił. Lepiej by było strzelić sobie w głowę… Czy to rzeczywiście prawda? Czy rzeczywiście tak jest? A jeżeli jest inaczej? Jeżeli strach, wątpliwości, smutki, to normalny proces? Pułapka Obwinianie siebie za negatywne emocje, traktowanie ich jako sygnału, że coś z nami nie w porządku jest ogromną pułapkę. Efektem takiej postawy jest walka z cieniem. Możemy machać rękoma ile nam się podoba, ale cień zawsze nam się wymknie. Jeżeli chcesz wyjść z pułapki w jakiej się znajdujesz, jeżeli chcesz coś zrobić, jedną z rzeczy, od której trzeba zacząć jest zmiana postawy wobec negatywnych doznań. Mówiąc żargonem psychologiczny musisz nauczyć się reinterpretować to, co obecnie wzbudza twoją niechęć: lęk, niepokój, obawy, przytłaczające cię myśli czy nawet wątpliwości pod własnym adresem. Jedna z moich znajomych, dziewczyna o ogromnym potencjale zagrzebanym w jakiejś durnej pracy w durnej firmie, marząca od zawsze o czymś innym, po wzięciu udziału w jakimś szkoleniu, powiedziała mi: – Jaka ja byłam do tej pory głupia nie wierząc w siebie! O, teraz na pewno taka nie będę! Nie będę taka głupia, nie dopuszczę do siebie żadnych wątpliwości! Gdy tylko to usłyszałem, pomyślałem: –Jest ugotowana, do końca życia nie uda jej się zrobić nic z tego, na czym jej zależy. Mam nadzieję, że nie miałem racji. Minęło jednak ponad osiem lat i nic nie wskazuje na to, by jej sytuacja się zmieniła. Jak twierdził Karl Gustaw Jung: Nie możemy zmienić czegoś, czego nie akceptujemy. Coś, co uważasz w sobie za głupotę i rzecz nie mającą absolutnie żadnego uzasadnienia, nie jest możliwe do zmiany. Wszystkie nasze negatywne doznania mają głęboki sens i głębokie pozytywne znaczenie. Prawdziwie pozytywne podejście do życia nie polega na powtarzaniu sobie w kółko: czuję się świetnie, jestem pełny zapału, radości i pozytywnej energii… Jeżeli wydaje ci się, że to jest pozytywne podejście, to bardzo się mylisz. Naprawdę pozytywne podejście polega na umiejętności znalezienia pozytywnych wartości we wszystkim czego doświadczasz. Nie chodzi o wmawianie sobie czegoś. Chodzi o umiejętność popatrzenia z szerszej perspektyw. Dwa bieguny Wiesz co mogę ci powiedzieć, gdy skarżysz się, że się boisz, wahasz czy masz wątpliwości? – To wspaniale. Masz w sobie wiele energii i wiele pragnień! Żyjesz! Każde nasze pragnienie jest jak magnes – ma dwa odpychające się końce. Na jednym biegunie jest nadzieja na zmianę, na drugim obawa przed niepowodzeniem. Im większe pragnienie, tym większa zarówno nadzieja jak i niepokój. Jeżeli chcesz całkowicie pozbyć się lęków i obaw, pozbądź się pragnień. A jeszcze lepiej, pozbądź się życia. Tylko człowiek, który nie żyje, nie odczuwa żadnych lęków. Każde negatywne doznanie, jakie czujesz, gdy spojrzysz na jego drugi biegun jest pragnieniem życia. Każda wzbudzona w tobie nadzieja, po drugiej stronie jest obawą. Jeżeli „obetniesz” swoje wątpliwości, jedyne co osiągniesz to skrócenie magnesu. Stanie się słabszy – ale nie pozbawisz go biegunowości. Tak samo jak pole magnetyczne nie może mieć jednego bieguna, twoje pragnienie nie może być tylko nadzieją i radosnym oczekiwaniem na sukces. Jeden z japońskich terapeutów, mieszkający w Kanadzie profesor psychologii i posiadacz 7 dana w Aikido, Ishu Ishiyama, ujął to w taki sposób: Nasze pragnienie ma dwa skrzydła, jednym jest lęk, drugim nadzieja. Myślisz, że to takie cenne urwać sobie jedno ze skrzydeł? Nie jesteś głupcem, dlatego, że masz wątpliwości czy obawy. Wręcz przeciwnie, jesteś osobą, która ma w sobie mocne pragnienie życia. Twój lęk, obawy i wątpliwości są, jak pisze Ishiyama: …odbiciem silnego i zdrowego pragnienia by żyć w pełni i w dobrym zdrowiu, oraz podążać za szczęściem, znaczeniem, sukcesem i osiągnięciami. Bez tych ludzkich pragnień, nie ma lęku. Lęk i nadzieja są jak dwie strony tej samej monety. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Za każdą obawą czy strachem jest pragnienie. Za lękiem przed śmiercią możemy znaleźć uporczywa pragnienie życia. Ponieważ pragniemy społecznej akceptacji i sukcesu, doświadczamy również obaw przed społecznym odrzuceniem oraz błędami. Zaprzeczanie lękowi, oznacza zaprzeczanie korespondującemu z nim pragnieniu. Drugą stroną twoich lęków i obaw jest twoja chęć życia, sukcesów, wolności i radości. Dlaczego tak trudno zwalczyć twoje lęki, wątpliwości i obawy? Dlatego, że tak mocne są twoje pragnienia. Jak silne jest twoje pragnienie pełni życia? Jak mocno chcesz osiągnąć sukces, szczęście, zadowolenie? Jak mocno chcesz iść do przodu? Najlepszą wskazówką jest siła twoich obaw. Jeżeli nie masz żadnych obaw, jeżeli nie nachodzą cię nigdy żadne wątpliwości, jeżeli zawsze jesteś spoko, luz i pełen relaks… nie masz w sobie silnego pragnienia życia. Niewiele osiągniesz. Następnym razem, gdy poczujesz lęk i obawy, nie odwracaj od nich oczu. Powiedz sobie: – Zobaczmy, jak mocne jest moje pragnienie życia! Zobaczmy, jak wiele we mnie paliwa by iść do przodu… Zaakceptuj lęk, ale nie zatrzymuj uwagi tylko na nim. Popatrz na to, czego pragniesz: – Pragnę dobrze wypaść przed ludźmi. – Zależy mi na tym, by zapewnić rodzinie dobre życie. – Pragnę wolnego, aktywnego życia. – Chcę przekonać ludzi do tego co uważam za słuszne. Jeżeli twój lęk jest mocny, możesz się tylko cieszyć. Twoje pragnienie życia jest ponad-przeciętne. Jesteś cenną osobą, jedną z tych, które mogą zmieniać świat. Nie ma powodu byś się wstydził przed sobą swojego lęku. Nie ma powodów byś udawał, że go nie ma. Nie ma powodów byś z nim walczył. Próba pozbycia się lęków i obaw to próba autokastracji. Gdy ci się to uda, będziesz miał spokojne życie. Spoko… Tylko, czy naprawdę o coś takiego ci chodzi? O bycie wysoko śpiewającym kastratem? Wykorzystać do swoich celów Brian Ogawa (również profesor psychologii pochodzący z Japonii), pisze: Jako nauczyciel akademicki, słyszę od wielu studentów, na tydzień przed terminem egzaminów błagania o wyjawienie kilku z pytań testowych by ulżyć nacisk ich lęku. Mówię wówczas studentom by docenili swój lęk, ponieważ jest on sprzymierzeńcem w ich celu, jakim jest nauka. Powinni wykorzystać lęk do wzmocnienia koncentracji na nauce. Z drugiej strony są beztroscy studenci, którzy nie czują stresu, bo nie zależy im szczególnie na wyniku egzaminu. Ci studenci nie mają przewagi jaką daje lęk. Obawa daje impet by uniknąć niewidzialnych zagrożeń i większość z nas, nigdy nie zrobiłaby bez niej niczego. Użyć jako kompasu Czasem ludzie się skarżą, że brakuje im energii. – Gdy startowaliśmy, to był power! Pracowaliśmy dniami i nocami, robota paliła nam się w dłoniach! A teraz, wszystko zrobiło się jakieś płaskie… Czy to starość? Powód jest prosty. Dziś jesteście pewni swoich utartych sposobów działania i swojego miejsca na rynku. Nie macie się czego obawiać. Nie czujecie drodze żadnych oporów. To co czujesz, to nie jest starość. By znowu stać się młodym, wystarczy znaleźć coś, czego się boisz. Jeżeli chcesz znowu poczuć energię, przestań robić tylko to, czego się nie obawiasz. Strach, lub jak nazywa go pisarz Steven Pressfield w książce „The war of art”, Opór jest wskazówką tego, gdzie jest twoja energia. Pressfield pisze: Każdy z nas ma dwa życia. To, którym żyjemy i nieprzeżywane życie wewnątrz nas. Pomiędzy nimi jest Opór. Jak namagnetyzowana igła, unosząca się na powierzchni oleju, Opór niezawodnie wskazuje prawdziwą Północ – kierując się na to działanie, przed którym najbardziej chce nas powstrzymać. Możemy go używać jako busoli. Możemy nawigować za pomocą Oporu, pozwalając by prowadził nas do tego powołania czy działania, za którym musimy pójść w pierwszej kolejności. Praktyczna zasada: im ważniejsze w ocenie naszej duszy wyzwanie czy działanie, tym więcej oporu będziemy czuć podążając za nim. Inaczej mówiąc: im bardziej nie chcesz czegoś zrobić, im większy masz wewnątrz opór i lęk, im więcej w tobie wymówek, chęci odpuszczenia sobie, tym większe prawdopodobieństwo, że stoisz właśnie przed tym, co powinieneś zrobić. – Nie chce mi się jak cholera tego robić, boję się tego, mam tysiące wątpliwości i oporów: To znaczy, że stoję właśnie przed tym, co dla mnie ważne. Nie dawaj sobie spokoju. Ale czy ja rzeczywiście się do tego nadaję? Czy sobie poradzę? Czy mogę coś zmienić? Pressfield pisze: Wątpliwości mogą być sprzymierzeńcem. To dlatego, że służą jako wskaźniki aspiracji. Odzwierciedlają miłość, miłość do robienia tego, o czym śnimy i pragnienie, pragnienie zrobienia tego. Jeżeli łapiesz się na zadawaniu sobie pytań (i swoim przyjaciołom) „Czy ja naprawdę jestem pisarzem? Czy ja naprawdę jestem artystą” są duże szanse, że nim jesteś. Fałszywy innowator jest wściekle pewny siebie. Prawdziwy jest śmiertelnie przerażony. Twój strach jest sygnałem miłości. Twoje wątpliwości są sygnałem wielkości. Musisz iść dokładnie w tą stronę, z której wieje najmocniejszy wiatr. Jeżeli się boisz, to znaczy, że jesteś prawdziwy. Znaleźliśmy się w sytuacji, w której możemy być pewni siebie, nie wychodzić na głupka, nie dawać się temu rządowi, ignorować wirusa i cieszyć się tym, jacy to jesteśmy mądrzy albo możemy w imię czegoś ważnego myć ręce, dystansować się społecznie, zwracać uwagę tym, którzy nie przestrzegają zasad epidemicznych i jeszcze dzięki maseczce nierówno się opalić – mówi Bartosz Kleszcz, psycholog, psychoterapeuta. Fot. Pixabay Ewa Stanek-Misiąg: Kiedy patrzymy na zachowania Polek i Polaków w czasie pandemii, to wydaje się, że po jednej stronie jest lęk, a po drugiej lekceważenie. Ale może lęk i lekceważenie wcale tak daleko od siebie nie leżą? Bartosz Kleszcz: Burrhus Frederic Skinner, jeden z najważniejszych przedstawicieli behawioryzmu wprowadził pojęcie „funkcjonalnej klasy zachowania”. Oznacza to, że różne, nawet skrajnie różne zachowania mogą odgrywać tę samą rolę. Z tej perspektywy lęk i lekceważenie mogą prowadzić do tego samego, dawać poczucie bezpieczeństwa. Ktoś, kto się boi może zabezpieczać się na wszystkie sposoby, ograniczając swoje życie, albo prowokować sytuacje, w których istnieje ryzyko zakażenia. Pierwszemu poczucie bezpieczeństwa zapewnia odcięcie się od świata, drugiemu pokazywanie światu: „Jestem zdrowy. Nic mi nie jest. Epidemia nie istnieje”. Kiedy popatrzymy na te zachowania poprzez życiowe schematy, jakie realizują dane osoby to możemy zobaczyć np. kogoś o tendencjach narcystycznych. Taki ktoś kompensuje sobie charakterystyczne dla narcyzmu wewnętrzne zranienie, poczucie, że „coś ze mną jest nie tak” manifestowaniem mocy. Nie nosi maseczki, chodzi na dyskotekę. Ostentacyjne lekceważenie zagrożeń może być dla niego szczególnie atrakcyjne, bo pozwala mu pokazać: „O, patrzcie jaki jestem!”. Inne osoby z kolei mogą pochodzić ze środowisk, z rodzin, w których nie było tradycji troszczenia się o siebie. One mogą nie traktować swojego zdrowia jako priorytetu. Ponieważ są przyzwyczajone do tego, że są zaniedbane, ważne będzie dla nich coś innego, np. walka o to, żeby nie utracić swoich sieci społecznych, dzięki którym utrzymują się psychicznie na powierzchni. Jest jeszcze inny przykład: bycie mężczyzną. Jako mężczyźni jesteśmy uczeni bycia silnymi, jedyną „legalną” emocją dla mężczyzny jest gniew. Tak wychowany człowiek powie: „Ja mam się bać?!” Nie może przecież okazać żadnych obaw przed partnerką, żoną, dziećmi. Pracując z klientem w gabinecie, trzeba odkryć jakie jest źródło jego zachowania, co tak naprawdę oznacza celowe prowokowanie przez niego groźnych zdrowotnie sytuacji. Bo ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że np. kwestionują pandemię dlatego, że się boją, a nie dlatego, że są tacy odważni? U bardzo wielu osób głębsze schematy ich zachowania są niewidoczne. Porównałbym to do skype`a, przez którego teraz rozmawiamy. Skype ma swój kod źródłowy, którego nie widzimy. Widzimy tylko to, co jest na zewnątrz. Wszyscy mamy swoje „kody źródłowe”, wynikające z osobistej historii przekonania, nawyki, schematy, ale pozostają one w ukryciu, widzimy tylko samo zachowanie. Dopiero pogłębienie świadomości – to może być praca własna, niekoniecznie terapia – może pomóc lepiej zrozumieć siebie i podjąć pracę nad zmianą swojego zachowania. Wyobrażam sobie kogoś, kto ma już dość napięcia związanego z lękiem i myśli sobie: „Odpuszczam. Zarażę się i będę to już miał za sobą”. Lęk może być złym doradcą? Jednym z zachowań redukujących lęk może być nadmierna konfrontacja, wskakiwanie na główkę. Osoba, która się boi może wyglądać, jak ktoś bardzo odważny, bo dzięki tej odwadze uzyska rozstrzygnięcie niepewnej sytuacji, wreszcie wypadnie orzeł lub reszka. To pokazuje jak złożonym zjawiskiem jest akt zachowań prozdrowotnych czy antyzdrowotnych. Ale przecież nie jesteśmy sami na świecie. Justyna Bargielska, poetka, pisarka wyznała niedawno na facebooku: „Wydaje mi się, że ta pandemia jest wielokierunkowym eksperymentem społecznym, ja np. biorę udział w tej części na solidarność”. Lęk nie pozwala na solidarność? Różne życiowe schematy, czy emocje, czy problematyczne myśli potrafią zawężać nasze doświadczanie do bardzo wąskich perspektyw. Bardzo często oznacza to branie pod uwagę tylko swojego „ja”, albo przeciwnie, zupełne ignorowanie swojego „ja”. Tak się dzieje na przykład wtedy, gdy ktoś czuje silny lęk, którego nie umie dobrze obsłużyć, albo gdy ktoś wyniósł z domu różne niepomocne rzeczy. Takie osoby skupione są tylko na tym, co się dzieje centralnie przed ich własnym nosem, w ich własnym ciele. A jeśli myślą o przyszłości, to w kategoriach katastrofy, bo po to jest lęk, żeby nas ostrzegać. Podkreśla pani wagę społecznych komunikatów, które mówią, że ta epidemia jest okazją do zadania sobie pytań: „Kim ja właściwie jestem?”, „Kim jestem w obliczu zagrożenia?”, „Kim jestem w obliczu innych ludzi?” Badanie, które przeprowadziliśmy właśnie w kilkudziesięciu krajach na grupie ponad 9,5 tys. osób pokazało, że jednym z najsilniejszych czynników, które decydują o dobrym radzeniu sobie w sytuacji kwarantanny, czy innych ograniczeń związanych z pandemią, jest wsparcie społeczne. Chodzi o wymianę, wsparcie dla mnie i moje wspieranie innych, o silne więzi, autentyczną relację, w której możemy się dzielić swoimi lękami. O jakiś rodzaj solidarności, empatii, troski. Pandemia jest okazją do tego, by w pewnym sensie przekroczyć samego siebie i zobaczyć, czy w sytuacji cierpienia może się narodzić jakaś wartość. Cierpienia? Solidarność społeczna, której przejawem może być np. szczególne zatroszczenie się o kogoś może być bardzo przyjemna, jeśli pomagamy komuś, kto jest za to wdzięczny, ale może się też wiązać z tym, że wyjdziemy na głupka. Na przykład: staramy się być solidarni, troszczyć się o innych, więc w tłumie zakładamy maseczkę. Ale większość osób w tym tłumie nie ma maseczki albo ma ją zawieszoną na uchu. Co to oznacza? Że w chęć do okazania troski wpisana jest konieczność zrobienia miejsca na różne niewygodne myśli i emocje, trzeba być gotowym na trudności, na ból psychiczny. Znaleźliśmy się w sytuacji, w której możemy być pewni siebie, nie wychodzić na głupka, nie dawać się temu rządowi, ignorować wirusa i cieszyć się tym, jacy to jesteśmy mądrzy albo możemy w imię czegoś ważnego myć ręce, dystansować się społecznie, zwracać uwagę tym, którzy nie przestrzegają zasad epidemicznych i jeszcze dzięki maseczce nierówno się opalić. To jest ważna kwestia. Jako ludzie potrzebujemy sensu, ale te sensy mogą być różne. Dla jednych jest to solidarność, dla innych własna wygoda. Im gorzej radzimy sobie z emocjami, im mniej jest w nas zgody na to, żeby czasem trochę nie pasować, żeby odważnie stawić czoła temu, że ktoś inny może się na nas dziwnie patrzeć, innymi słowy – im mniejsza jest nasza pojemność psychiczna, tym mniej szans na to, że to my będziemy mogli sami wybrać, jacy będziemy (w psychoterapii nazywamy to elastycznością psychologiczną). Bez rozwiniętej elastyczności psychologicznej, nasze emocje, nasze myśli, nasze schematy wybiorą za nas. Czy jest jakaś w miarę prosta instrukcja, jak radzić sobie z lękiem? Mamy w Polsce problem z dobrym dbaniem o siebie. Częścią troszczenia się o siebie jest dbanie o bliskie, autentyczne, wspierające relacje społeczne. Przychodzi do mnie wiele osób, które cierpią na różne postacie lęku (postaci lęku jest bardzo dużo). Zawsze pytam: „Czy ktoś jeszcze wie, że masz ataki paniki?” albo natrętne myśli, albo że się martwisz, albo, że przypominają ci się ciągle jakieś sceny z przeszłości? Bardzo często odpowiedź brzmi: „Nie”. Nie tylko cierpimy, ale też cierpimy samotnie. W naszym ciele są obwody, które włączają się, kiedy jesteśmy w bezpiecznym środowisku, wśród ludzi, którzy są gotowi okazać nam wsparcie i zrozumienie. Nerw błędny przewodzi do mózgu informacje stymulujące kojenie i hamujące ośrodki odpowiedzialne za reakcje związane z poczuciem zagrożenia. Są także inne biologiczne aspekty bezpiecznego środowiska. Osoby, które śpią w towarzystwie osób, które im dobrze życzą albo w ogóle z kimś bliskim lepiej się wysypiają. W trakcie snu mają mniej mikrowybudzeń charakterystycznych dla osób śpiących samotnie lub w niesprzyjających warunkach. To pomagało naszym przodkom chronić się w razie ataku, ale skutkuje płytszym snem. Bardziej regenerujący sen umożliwia lepsze radzenie sobie z lękiem za dnia. Tak bym odpowiedział na pytanie, jak się regenerować, jak sobie robić psychiczne spa. Stworzenie bliskiej relacji, w której możemy bezpiecznie dzielić się swoimi najbardziej autentycznymi własnymi przeżyciami jest bardzo pomocne, ponieważ jako zwierzęta społeczne, jesteśmy tak zbudowani, aby dobrze reagować na zażyłe i bezpieczne więzi. A jeżeli widzimy, że wszystko nam leci z rąk, to cenne może się okazać skorzystanie z pomocy specjalisty od zdrowia psychicznego, czyli kogoś, kto podchodzi do kwestii radzenia sobie z lękiem jak do jazdy na rowerze. Bo to jest coś, czego można się nauczyć. W trakcie terapii zdobywa się umiejętności, które pomagają przekroczyć różne schematy życiowe i dzięki którym można sobie lepiej radzić z silnymi emocjami tak, abyśmy to my mogli wybierać postawę, którą przyjmiemy wobec tego, czego nie wybraliśmy, czyli pandemii, a nie, żebyśmy byli na łasce żywiołów wewnętrznych i zewnętrznych. Czy radą na natrętne myśli, które przedstawiają przyszłość w czarnych barwach może być próba zastąpienia ich myślami pozytywnymi? Badania pokazują, że w kontekście silnego lęku, czy silnego unikania kreowanie własnych myśli po to, żeby zastąpiły one inne może prowadzić do nasilenia tych myśli, których mieć nie chcemy. Może wręcz dojść do efektu odbicia. Osoby, które dręczą natrętne myśli doświadczają często tego, że ich umysł „skanuje” otoczenie: „Nie chcę myśleć o tym, że mogę się zarazić. O czym mógłbym myśleć zamiast tego? Jaka jest inna najbliższa myśl? To myśl o… epidemii”. Tak się można kręcić w kółko na jeden temat. Więc wydawać by się mogło, że zastąpienie jednej myśli przez drugą to najlepsze rozwiązanie, ale tak nie jest. Dużo bezpieczniej jest pozwolić myślom płynąć bez reagowania na nie, bez tworzenia jakichś nowych myśli, bo to daje stabilną podstawę do tego by spróbować poszerzyć swoją perspektywę. Możemy wtedy spojrzeć na sytuację pod różnymi kątami. Jedna, wąska perspektywa, zwłaszcza jeszcze kiedy ma ona katastroficzny charakter i wiąże się z wieloma zmartwieniami i tworzeniem wielu złych scenariuszy, nasz organizm traktuje jako komunikat: „Przed nami katastrofa, więc będę się bardzo bał, żebyś nie zapomniał, że żyjesz w zagrażającym Ci środowisku”. To może zamienić lęk ostry w lęk przewlekły. Poszerzenie perspektywy, zadanie sobie pytań o to kim chcę być, czego potrzebuję, czego potrzebują inni, czy akceptuję to, że będę się czuł dziwnie, często myjąc ręce i nosząc maseczkę wśród ludzi, którzy tego nie robią sprawia, że mamy większe psychiczne menu. W ramach takiego szerszego menu łatwiej jest zachować stabilność, pewien rodzaj spokoju, który nie jest ignorowaniem zagrożenia, ale który mówi: „Mogę polegać na sobie. Mogę polegać na innych. Dbam o to, nad czym mam kontrolę. W obecności moich myśli, emocji i wrażeń z ciała mogę dokonywać wyborów zgodnych ze sobą, moim sensem, wartościami.” Na pytanie o zdrowe podejście, odpowiadam więc: nie ignoruj niepokojących myśli, pomartw się troszeczkę, a potem skup na tym, na co możesz mieć wpływ i pozwól dziać się rzeczom, które są poza Twoją kontrolą. Rozmawiała Ewa Stanek-Misiąg Bartosz Kleszcz. Fot. Arch. własneBartosz Kleszcz – psycholog, psychoterapeuta. Prowadzi terapię akceptacji i zaangażowania, ACT (Acceptance and Commitment Therapy). …🍀… Co zrobić, kiedy nic mi się nie udaje? Przeczytać poniższe punkty i bez głębszego „rozkminiania” co? po co? jak? dlaczego? zacząć robić tak, jak napisano 🙂 Nie szukać wymówek, nie tracić czasu na gdybanie, tylko uważnie przeczytać każde zdanie umieszczone po każdej –> zapisane na zielono i zrobić z tymi zdaniami to, co napisano drukowanymi literami na samym końcu. Powodzenia! Jeśli komuś nie zadziała, proszę o kontakt 🙂 reklamacje będą uwzględniane 🙂 Zatem: 1. Zastanowić się (bez znieczulenia i rozwadniania ) czy dokładasz wszelkich starań aby się udawało, czy też robisz wszystko ( to, co się nie udaje ) byle jak? –> Dokładam wszelkich starań, aby wszystko co robię, zrobić najlepiej jak umiem. To zapewnia mi spokój i pomyślność. ( i zacząć tak robić ) 2. Przestać użalać się nad sobą. –> Każdego dnia i pod każdym względem czuję się coraz lepiej, lepiej i lepiej. 3. Przestać przyciągać negatywne zdarzenia i negatywnych ludzi. –> Zaczynam przyciągać pozytywnych i pomocnych ludzi, oraz korzystne zdarzenia. Zasługuję na pomyślność. 4. Przestać się bać życia, jutra, ludzi, okoliczności – szkoda życia. –> Jestem otwarta na przyjmowanie się na zmiany, na życie w spokoju i harmonii. Gdzie twój strach, tam Twoje zadanie. Albo żyjesz albo się boisz. 5. Zacząć odczuwać więcej miłości i wdzięczności. –> Kocham siebie i kocham żyć ♥ Dziękuję za całe dobro jakie codziennie otrzymuję. 6. Nie żywić i nie przechowywać urazy do nikogo. –> Wybaczam sobie i wszystkim wszystko ( i proszę o wybaczenie ). CODZIENNIE RANO I WIECZOREM ( lub częściej ) PISAĆ SOBIE TE ZDANIA ( ZIELONE ). NAJLEPIEJ W ZESZYCIE PRZEZNACZONYM SPECJALNIE DO AFIRMACJI. ROBIĆ TAK PRZEZ TYDZIEŃ. A jak nie pisać, to powtarzać w myślach zamiast „ględzić” do siebie i zaśmiecać własne życie negatywnymi myślami, które mamy najczęściej od kogoś i skądś … MÓWIĆ DO SIEBIE W MYŚLACH TE ZDANIA, MÓWIĆ JE NA GŁOS – TO JEST NAJWIĘKSZA MOC. ODCZUWAĆ PRZY PISANIU TAKIE EMOCJE, JAKIE ODCZUWAŁABYŚ/ ODCZUWAŁBYŚ GDYBYŚ W TO WIERZYŁA/WIERZYŁA. ZASTĄPIĆ DOTYCHCZASOWE MYŚLI, TYMI. NIE MYŚLEĆ ZA DUŻO O TYM, DLACZEGO TO DZIAŁA. DZIAŁA, SPRAWDZIŁAM. WYTŁUMACZĘ WAM TO W KOLEJNYCH POSTACH, ALE WY JUŻ DZIŚ ZACZNIJCIE. ZRÓBCIE EKSPERYMENT NA SOBIE – CO WAM SZKODZI? 😉 PRZECIEŻ SKORO NIC WAM SIĘ NIE UDAJE, TO GORZEJ NIE BĘDZIE :-* ZA TYDZIEŃ O TEJ SAMEJ PORZE ZOBACZYCIE EFEKTY. WYZWANIE RZUCONE! PRZYJMUJECIE? Z pozdrowieniami, K. Przychodzą kobiety i mężczyźni i mówią:„Ona mnie ogranicza”„On mi nie pozwala”„On zabiera moją wolność”I tak dalej… Zadam Ci takie pytanie:Na jakim etapie życia dokonałaś/eś samoaresztowania? I co ważniejsze dlaczego?Takie mechanizmy: Nie wolno Ci!, Nie możesz!, Co inni pomyślą? Co ludzie powiedzą?Odpowiem: Powiedzą co będą nie masz już dość samoograniczania siebie?Czy nie jesteś zmęczona byciem 'przykładem’ w społeczeństwie? Ile takich przykładnych ludzi znam, którzy czują pustkę w środku…Czy nie wystarczy Ci życia oczekiwaniami rodzinny, społeczeństwa, może Babci, która już odeszła, ale której nie podobałoby się, że przestałaś chodzić do Kościoła, bo już ‘nie rezonuje’ a wiesz, że Bóg jest w Tobie…Czy rodzic, którego tak naprawdę się wewnętrznie boisz sam zawalczył o siebie i swoje szczęście? Czy żył jak chciał?Czy mama sama miała wybór?Czy tata był szczęśliwy?Czy wiesz, że w parze z wolnością zawsze idzie odpowiedzialność, a najważniejsza odpowiedzialność jaką mamy to odpowiedzialność za własne życie i szczęście. Pokazując takie życie przekazujesz wzorzec dalej – swoim dzieciom. Czy pamiętasz dzień, w którym pierwszy raz dokonałaś samoaresztowania od wolności do bycia sobą? Może ktoś postraszył Cię stratą: Nie będą Cię lubić albo ‘Tacie to by się nie spodobało’.Twoi rodzice i przodkowie mieli szanse przeżyć życie tak jak chcieli lub czasami mogli nie mieć wyboru. Szanujesz ich życie – dając wybór koszt płacisz za życie nieswoim życiem? Może boli ciało od napięcia w pracy, której nie znosisz? Może poczucie winy, bo wiesz, że dajesz dziecku niewspierający wzorzec: kobiety, matki czy żony. Może boli Dusza albo płacisz depresją, bo już nie wytrzymujesz fałszu i nie taki był plan na to lubisz swoją pracę?Czy jesteś szczęśliwa/y w relacji?Czy zarabiasz pieniądze na życie jakiego chcesz?Czy cieszysz się życiem czy przetrwaniem?Wybacz sobie i działaj z w zgodzie z żyjesz albo się możesz. Zapraszam na wyzwanie ‘ Tu zaczynam się JA’. Do zobaczenia!Dorota …………………………………………………………….Możliwości pracy ze mną:• Trwa nabór na drugą edycję ‘Integracja Świadomości®’, gdzie uczę ponad 20 technik pracy w terapii i coachingu – kurs dla terapeutów i osób rozwijających swoją Świadomość. Na pierwszej edycji uczy się ponad 50 osób i lubi to… Nie jest lekko bo mega praktycznie i ćwiczeniowo, ale jest warto. To nie jest kurs, gdzie przychodzisz posłuchać – to jest kurs gdzie przychodzisz się nauczyć. • Zapraszam na autorski warsztat Integracja Świadomości®, gdzie spotkamy się online na żywo 5 czerwca 2021 r. i będziemy transformować blokady przy pomocy ustawień systemowych– technik transformacji emocji– technik coachingu transformatywnego– pracy wglądową z aspektami osobowości i rodem • Warsztaty online Polecam szczególnie warsztat ‘Przyjmuję mamę’ – bez tego przyjęcia zawsze w życiu czegoś będzie Ci brakowało. Akceptując rodzica – akceptujesz siebie i swoje życie. Zauważyłam, że zaczynam pisać posty gdy jestem smutna... Wiem, długo mnie nie było. Podejrzewam, że potrzebowałam prywatności, ułożenia sobie życia: w nowym miejscu, z nowymi ludźmi. Jest godzina 2:14 w nocy, nie mogę spać. Uczę się na zaległą socjologię oraz BHP z pracy które również zawaliłam. I to jest ten czas, gdy wspominam o tym co było oraz o tym co aktualnie jest. Przeglądam profile przyjaciół którzy zaczynali od zera... tak jak JA. W tej chwili spełniają swój 'amerykański sen' a Ja? A Ja tęsknie... za tym co było, za rodziną, za domem i za ulubioną knajpą która jako jedyna była otwarta we wsi. To jest ten wieczór, gdzie uświadamiam sobie, że to co miałam pod nosem i nie doceniałam, w tej chwili brakuje mi najbardziej. Gdy tęsknie, dzwonię do Taty. Zazwyczaj chodzi o jakieś bzdety typu: spadł śnieg? Robię to dlatego, aby usłyszeć jego głos. Po zakończonej rozmowie, zamykam się w pokoju i płaczę godzinę w poduszkę. To są te momenty, w których oddałbyś absolutnie WSZYSTKO, aby przez chwilę spędzić czas z rodziną. Zdałam sobie sprawę, jak wiele rzeczy mnie ominęło przez ten czas gdy mnie tutaj nie było, jak bardzo zaniedbałam to co robiłam z pasji, pomaganie Wam pomagało mi. To był lek na wszelkie rany wyrządzone przez okoliczności otaczające mnie. Gdy miałam zły dzień, czytałam Wasze maile i rozmawiałam z Wami. Przeżywałam wraz z Wami wasze przykre przeżycia, utratę bliskiej osoby, bądź zwykły nadawający się do dupy dzień. Cieszyłam się, gdy wasze problemy zostały rozwiązanie, gdy porozumieliście się z rodzicami albo chociaż poprawiliście ocenę w szkole. Wiedzcie, że o Was pamiętam, o moich czytelnikach. Mnóstwo znajomych odradzało mi prowadzenia strony, abym już zaprzestała pisać blog. Linczowali mnie za to, że byłam otwarta w świecie internetu, że dałam siebie Wam poznać. Posłuchałam ich... Odeszłam. Przez ten czas, nie byłam sobą. Brak kontaktu z Wami spowodował, że stałam się szarą rzeczywistością ponurego miasta. Straciłam cały koloryt życia jaki prowadziłam. Przeglądając facebooka znajomych, uśmiechałam się na samą myśl: "Pamiętam jak sprzedawała spodenki na fotoblogu, a teraz jest najpopularniejszą blogerką. O, a ten zaczął od Minecrafta a teraz buja się po Dubaju, a ten i tamten..." i tak dalej... Rozumiecie o co mi chodzi? Zdałam sobie sprawę, że zrezygnowałam ze spełniania marzeń, z robienia sobie i Wam przyjemności (jakkolwiek to beznadziejnie brzmi) z tego, że dzielę się z Wami tym co siedzi we mnie. Podjęłam bezmyślną decyzję którą ja Wam wpajałam tyle czasu, abyście nigdy tego się nie podejmowali: NIE REZYGNUJCIE Z MARZEŃ! Wiem, że jest to ciężkie do zniesienia, gdy Twoi znajomi wystawiają na Ciebie opinie niezbyt pochwalną. Gdy, od osób trzecich dowiadujecie się co tak naprawdę myślą o Tobie ludzie, o których nigdy w życiu byś tego nie podejrzewał "no bo przecież my się tak lubimy, to dlaczego ma na mnie źle mówić?". Nigdy nie wsłuchujcie się w to co mają do powiedzenia osoby, które uważają jak lepiej spożytkujesz resztę swojego życia. To Ty musisz podejmować decyzję i nie ważne czy będzie ona dobra czy zła. Uczymy się na własnych błędach, musisz zasmakować porażki aby bardziej cieszyć się ze swojego sukcesu. ALBO ŻYJESZ, ALBO SIĘ BOISZ. Zastanów się co jest tak naprawdę dla Ciebie ważne i miej mądrość i odwagę aby budować w okół tego swoje życie.

albo żyjesz albo się boisz